Więzień nr 11606 niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau
Emeryt, współzałożyciel Unii Kredytowej POLAM, członek wielu organizacji polonijnych w San Francisco Bay Area, ponad pół wieku wybierany do Rady Dyrektorów Domu Polskiego w San Francisco, członek zarządów Towarzystwa Polaków w Kalifornii, Związku Narodowego Polskiego, Towarzystwa Św. Stanisława Biskupa Patrona Polski, Polskiego Kółka Literacko-Dramatycznego.
Człowiek prawy, wielkiego serca, bez reszty oddany Polsce i Polonii.
Taką informacje o cichym i spokojnym aktywiście polonijnym w Bay Area zawierał nekrolog informujący o śmierci 20 kwietnia 2015 roku Georga Jerzego JANISZEWSKIEGO.
Jerzy George Janiszewski urodził się 29 maja 1922 roku w łódzkiej dzielnicy Chojny. Tam też się wychował. Uczęszczał do Gimnazjium Mechanicznego Ojców Salezjanów. Jako młody chłopak chętnie uganiał się za piłką, a właściwie czymś w rodzaju piłki co wspólnie z rówieśnikami zrobili aby móc uprzyjemniać sobie wolny czas. W tamtych czasach, ze względu na koszt butów piłkarskich, chłopcy na przedmieściach grali boso. Zdjęcie z kolegami z łódzkiej dzielnicy Chojny pieczołowicie przechowuje po dziś dzień i z przyjemnością wspomina młode, beztroskie lata spędzone przed wojną w Łodzi.
We wrześniu 1939 roku po wkroczeniu Niemców do Polski i szybkim przesuwaniu się wojsk najeźdźcy w kierunku miasta Łodzi wraz z kuzynami postanili rowerami uciekać na wschód, gdzie jak sądzili z dala od Niemców będzie bezpieczniej. Jednak kiedy minęli Warszawę okazało się, że Sowieci zaatakowali Polskę i dalsza planowana wędrówka stała się niebezpieczna. Zdecydowali się wracać na łódzkie Chojny.

W czasie kiedy wracając znajdowali się w Warszawie Niemcy otoczyli miasto i nie było żadnej szansy na kontynuowanie wędrówki w rodzinne strony. Jako młody chłopak natychmiast chętnie włączył się do obrony stolicy. Nie trwało to jednak długo… Opowiadał, że wspominając tamte dni zawsze słyszał głos bohaterskiego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego skierowany do wszystkich mieszkańców, obrońców Stolicy. Po zajęciu miasta przez Niemców wsiadł ponownie na wysłużony rower i bocznymi drogami (jako, że głównymi jechały wojska okupanta), udał się do Łodzi.
Nie upłynęło wiele czasu od powrotu w rodzinne strony kiedy zmarła matka Jerzego. Na początku maja 1940 roku rankiem Gestapo zapukało do drzwi ich domu. Upewniwszy się, że mieszka tu Jerzy Janiszewski i jest obecny kazali mu zabierać się z nimi bez słowa wyjaśnienia. Kiedy gwałtownie obudzony, w pośpiechu ubierał się nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że tego ranka na zawsze rozstaje się z ojcem i na długie lata z siostrą, rodzinnym domem, z ukochaną Łodzią. Nie przypuszczał, że tak zaczęła się jego wojenna wędrówka bez powrotu do Polski.
Kiedy eskortowany przez Niemców dotarł na miejsce, spotkał tam wielu tak jak on wyrwanych z domów chłopaków. Po krótkim pobycie w budynku policji bez jakichkolwiek wyjaśnień całą grupę uczniów przyprowadzonych tego ranka z domów wywieziono poza Łódź.
Po 14-dniach przetrzymywania w więzieniu w Radogoszczy wraz z około tysiącem innych młodych ludzi został przewieziony do Niemiec.
26 maja 1940 roku trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau, niedaleko Monachium.
Wszystkich przybyłych do obozu posegregowano i oznaczono kolorowymi trójkątami umieszczonymi na piersi uniformu więziennego.Przydzielono mu trójkąt czerwony, co oznaczało że został zakwalifikowany jako polityczny.
Więzień Jerzy Janiszewski w obozie koncentracyjnym w Dachau otrzymał obozowy numer 11606.
Przy rejestracji, Niemcy pytali między innymi o zawód. Podał się za stolarza. Zakwalifikowny został do grupy pracującej na zewnątrz obozu.
Codziennie rano wywozili go za bramę wraz z innymi więź-niami do pracy. Przydzielony został do firmy meblowej “Wirth-schaft Betribe,” zlokalizowanej poza Dachau w Raum. Tam ciężko pracował aż do czasu wyzwolenia obozu przez Amerykanów. Ze wzruszeniem wspomina pierwszy kontakt z amerykańskimi żołnierzami.
Żołnierzem, który 29 kwietnia 1945 roku pierwszy przekroczył bramę główną niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau z wysoko i dumnie niesioną polską flagą był Amerykaninem polskiego pochodzenia.
Po wyzwoleniu, kiedy odprawiano kolejne transporty z uwolnionymi Polakami do kraju myślał o szybkim powrocie do Łodzi. Zanim jednak na niego przyszła kolej wyjazdu, z Polski zaczęły nadchodzić wstrząsające wieści. Byli więźniowie, którzy wyjechali wcześniej od niego i udało im się szczęśliwie wrócić do Niemiec, opowiadali wiele tragicznych historii o zastanej “wolności” pod opieką Sowietów. O szalejącym terrorze NKWD, o tym jak nowi przybyli ze wschodu sowieccy okupanci mordują Polaków. Opowiadali, że szczególnie brutalnie traktują tych co powracają z Zachodu. Mówili o narastającym bandytyźmie rodzimych komunistów. Ze smutkiem i wielkim rozczarowaniem przyjmował te opowieści. Uświadomił sobie sytuację w Polsce oraz zagrożenie jakie może go tam spotkać. Nie takiego obrazu Polski po zakończeniu wojny spodziewali się więźniowie uwolnieni z Dachau.
Wobec niepomyślnej sytuacji w kraju i braku perspektywy na dalsze normalne życie zdecydwał nie wracać do Polski. Pozostał w Niemczech, jak wielu byłych więźniów. Rozpoczął starania o wyjazd do Stanów Zjednoczonych.
W tym czasie pracował kolejno w kilku monachijskich zakładach stolarskich. Między innymi, utrwaliła mu się interesująca praca na statku turystycznym pływającym po jeziorze Stanbergersea w pobliżu Monachium, którą mile wspomina. Po jakimś czasie udało mu się zatrudnić w amerykańskim hotelu, gdzie wspólnie z tapicerem wykonywali renowację wysłużonych hotelowych mebli.
W roku 1950 pełen optymizmu i nadziei dopłynął do brzegów Ameryki. Po dopełnieniu emigracyjnych formaloności, udał się do Kalifornii, gdzie zamieszkał we Fresno. Po ukończeniu szkoły, pracował jako elektronik naprawiając radia i telewizory.
Po dziesięciu latach przeprowadził się do San Francisco. Znalazł pracę w firmie telefonicznej Lenkurt Electric jako technik. Po pracy dokształcał się w dziedzinie elektroniki na San Mateo College. Kiedy jego firma przeniosła się do Arizony przeszedł do Varian Company gdzie pracował jako starszy technik w Satelite Equipment Division, skąd przeszedł na emeryturę. Po krókiej przerwie jeszcze przez kilka lat pracował w Communication and Power Industries.
W San Francisco zaczął działać społecznie w polonijnych organizacjach. W Towarzystwie Polaków w Kalifornii, będącego Grupą 7 Związku Narodowego Polskiego, jednej z najstarszych polskich organizacji w Ameryce. Przez wiele lat pełnił funkcję skarbnika Gminy 4 Związku Narodowego Polskiego.

Działa w Polskim Kółku Literacko-Dramtycznym, gdzie z czasem został wybrany skarbnikiem i funkcję tę członkowie powierzali mu rokrocznie do ostatnich dni. Przez wiele lat należał do Kongresu Polonii Amerykańskiej. W Towarzystwie św. Stanisława Biskupa, był członkiem zarządu i pełnił funkcję sekretarza finansowego. Należy do grona założycieli Credit Union “POLAM”, w której był dyrektorem i pracował w Komisji Pożyczkowej.
Uczciwość, systematyczność i odpowiedzialność zawsze cechowała jego działalność. Dlatego też powierzano mu najczęściej funcje związane z dbałością o organizacyjne fundusze i wywiązywał się z nich zawsze należycie.

Nieprzerwanie, ponad pół wieku aktywnie uczestniczy w życiu Domu Polskim w San Francisco, bez mała przez cały ten okres był jednym z dyrektorów i członkiem Rady Dyrektorów Polish Club, Inc. Prawie do końca swych dni był oficerem finansowym. Wielokrotnie wybierany był na wiceprezesa Domu Polskiego.

Należał do osób pracowitych, skromnych i cichych. W swoim postępowaniu był prawy i konsekwentny. Coraz mniej jest wśród polonijnych działaczy tak princypialnych w swoim postępowaniu jak Jerzy Janiszewski.

Kiedy przed laty, rozrabiacze polonijni fałszując wybory chcieli przechwycić kontrolę nad Domem Polskim pierwszy stanął przeciwko ich zamiarom. Rozczarowani rozszyfrowaniem podstępnych zamysłów i przyłapani na wyborczych przekrętach desperaci zdecydowali się na barbarzyński krok. Spreparowali długą listę oskarżeń od malwersacji finansowych po zagrożenie terrorystyczne przeciwko gronu społeczników Domu Polskiego. Te wyssane z palca zarzuty zanieśli do sądu w San Francisco. Prawość i konsekwencja w działaniu oraz latami drobiazgowe gromadzenie dokumentów, notatek i zdjęć były atutami nie do przezwyciężenia na rozprawie. Rozrabiacze przegrali i wylecieli z organizacji. Smród po nich pozostał jednak na długo.
Ta przykra prowokacja po tylu latach działalności społecznej na rzecz Polonii nie zniechęciła jednak Jerzego i jeszcze w wieku dziewiędziesięciu lat uczestniczył w życiu organacji do których należał.
Przed laty, na jednym z przyjęć u znajomych poznał Laurę, z którą w roku 1972 pobrali się. Prawie pół wieku mieszkali razem w ładnie położonym i zadbanym domu w Belmont koło San Francisco. Dzisiaj Laurze pozostały jedynie wspomnienia i pamiątki po Georgu.
Często powtarza się slogan, że nie ma ludzi niezastąpionych. A jednak przykład Polaka, którego życie pokrótce opisałem obala ten mit. Można wykazać wiele obszarów w działalności polonijnej, w której aktywnie uczestniczył George Jerzy a które cierpią dzisiaj na brak działaczy Jego formatu.
Waldemar Glodek
www.polishclub.org.
========================
Recent Comments